Po włamaniu przez nieznanych sprawców na serwery Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) i opublikowaniu przez portal Wikileaks maili niektórych amerykańskich polityków, Donald Trump wezwał rosyjskich hakerów do odnalezienia 33 tys. maili Hilary Clinton. Swoją wypowiedzą Trump nawiązał do zeszłorocznej afery mailowej, kiedy to Clinton z dużym opóźnieniem przekazała zawartość swojej skrzynki pocztowej do archiwum. Clinton podczas pełnienia funkcji Sekretarza Stanu USA korzystała z prywatnego serwera pocztowego zamiast z serwerów rządowych, co stanowiło naruszenie przepisów o tajemnicy państwowej. Przeciwnicy zarzucają jej skasowanie niewygodnych maili, z kolei Clinton twierdzi, że były to maile prywatne.
Z ujawnionych przez Wikileaks maili wynika, że oficjalnie bezstronny DNC tak naprawdę był przychylny Hilary Clinton w jej rywalizacji z Bernie Sandersem. Robby Mook, szef kampanii Hillary Clinton, obwinił Rosję o te włamania. Jednakże władze rosyjskie, ustami rzecznika prezydenta, Dmitrija Pieskowa, odrzucają te oskarżenia.
W samych Stanach Zjednoczonych słowa Trumpa zostały odebrane negatywnie i uznane za zachętę do zagranicznej ingerencji w proces demokratyczny. Specjalizujący się w polityce zagranicznej USA wykładowca Uniwersytetu w Massachusetts, prof. Paul Musgrave, działanie Trumpa podsumował to tak: „w mojej dziedzinie rzadko się zdarza, by brakowało słów na skomentowanie wydarzeń”.
Czytaj więcej (Gazeta Wyborcza) >>
Czytaj więcej (The New York Times) >>
Czytaj więcej (BBC) >>