Sytuacja w Zimbabwe od kilku miesięcy jest niezwykle napięta. Społeczne protesty wzbierają na sile a lider ruchu opozycyjnego właśnie publicznie wezwał społeczność międzynarodową do powzięcia zdecydowanych działań wspierających działania antyrządowe. Jego zdaniem zagraniczni decydenci i organizacje międzynarodowe powinny nałożyć większą presję na 92-letniego dyktatora Roberta Mugabe, tak aby ten rozpoczął pokojowy dialog z niezadowolonym społeczeństwem. W wypadku przedłużającego się pata negocjacyjnego (a raczej ich całkowitego zaniechania zwolennicy ruchu antyrządowych zapowiedzieli już kolejne, duże protesty w całym Zimbabwe. Już teraz protesty sparaliżowały codzienne życie wielu miast tego południowoafrykańskiego państwa.
Na czele ruchu o nazwie This Flag stoi 39-letni pastor kościoła baptystów Evan Mawarire. Grupa wychodzi na ulice z bardzo konkretnymi postulatami. Zwolennicy protestów na czele z pastorem domagają się od prezydenta podjęcia ruchów w celu wypłacenia zaległych pensji oraz oczyszczenia ministerstw ze skorumpowanych urzędników.
Mawarire przemawia w imieniu ludzi, którzy czują się notorycznie okradani i oszukiwani przez władze. Najwyżsi urzędnicy państwowi tworzą skostniały, zamknięty obieg przepływu kapitału i dóbr pozostawiając poza łańcuchem korzyści obywateli Zimbabwe. W 2008 roku bezrobocie wynosiło tam blisko 80% a średnia długość życia ledwie 38 lat.
W czasie protestów ulice wielkich miast pustoszeją, sklepy są zamknięte a ruch na drogach sparaliżowany. Instytucje nie mogą funkcjonować prawidłowo co najbardziej odbija się na pracownikach rządowych (co naturalne) nieuczestniczących w pikietach. Obecnie trwające protesty to bunty o największej od lat intensywności działań.
W obliczu tak zmotywowanego i niezadowolonego społeczeństwa rządzący musieli podjąć zdecydowane kroki. Wybrali jednak taktykę najmniej pokojową. Protesty są krwawo tłumione przez policję i służby porządkowe, a demonstranci nie ukrywają, że boją się nagonki ze strony władz i ostrych potyczek z dobrze uzbrojonymi żołnierzami. W ciągu jednego z ostatnich starć z policją aresztowanych zostało blisko 100 osób.
Przy tak zdecydowanej, bezkompromisowej odpowiedzi ze strony rządu uczestnicy protestów obawiają się o bezpieczeństwo swojego lidera Mawarirego. Istnieje realne zagrożenie, że pastor zostanie aresztowany, porwany, bądź w najgorszym wypadku upozoruje się jego przypadkową śmierć. Tym bardziej, że właśnie postawiono mu zarzuty działania na szkodę państwa. Właśnie przebywa w więzieniu za „szerzenie przemocy”. Demonstranci wzorem ruchu biernego oporu spopularyzowanego przez Ghandiego i Martina Lutera Kinga odżegnują się od siłowych rozwiązań konfliktu i stawiają na mocny przekaz słowny a nie na bagnety i prawo pięści. Druga strona nie jest na tyle przekonana o słuszności pokojowego dialogu, dlatego też ma oczywistą przewagę.
Od dawna społeczni aktywiści z całego świata mocno krytykują Zimbabwe za rażące naruszenia i zaniedbania praw człowieka w tym kraju. W marcu ubiegłego roku Itai Dzamara, 36-letni dziennikarz prowadzący pokojowy ruch protestacyjny, został porwany przez uzbrojonych mężczyzn. Nie dalej jak w ubiegłym tygodniu „za szerzenie kłamliwej propagandy” został zatrzymany lider nowej młodzieżowej partii politycznej, Viva Zimbabwe.
Podejrzane zatrzymania i porwania nakreślają jasny obraz stosunku władzy do społecznego oporu. Pokojowy dialog bądź dobrowolne przewietrzenie skorumpowanych struktur państwowych wydają się być mrzonką. Środowisko związane z prezydentem Mugabe okrzyknęło protestujących „terrorystami”. Obwiniają oni też zagraniczne podmioty o wtrącanie się w sprawy Zimbabwe i sabotowanie tamtejszej ekonomii i rozwoju. Zachodnie ambasady są oskarżane także o wspieranie rozrostu chaosu i anarchii jaka ugruntowuje sięw kraju w obliczu słabnącej władzy centralnej.
Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że Zimbabwe potrzebuje kolejnych pożyczek od Międzynarodowego Funduszu Walutowego ze względu na słabe wskaźniki mikro i makroekonomiczne. Na ten moment państwo jest winne MFW już ponad 8 mld dolarów. Kolejne transze pożyczek mogą zostać zablokowane z uwagi na rozruchy społeczne. Brak płynności finansowej najbardziej uderzy jednak właśnie w mieszkańców.
Czytaj więcej (BBC)>>
Czytaj więcej (Al Jazeera)>>
Czytaj więcej (Al Jazeera)>>
Czytaj więcej (Guardian)>>