W "Gazecie Wyborczej" ukazał się skrócony zapis debaty "Wzrost gospodarczy a ochrona klimatu", zorganizowanej przez Centrum Stosunków Międzynarodowych we współpracy z "Gazetą Wyborczą".
Więcej na temat debaty (www)
Źródło: Gazeta Wyborcza nr 274, wydanie waw z dnia 24/11/2008 PRZED SZCZYTEM W POZNANIU, str. 16
Opracował: Konrad Niklewicz
Zapłacimy wszyscy
70 mld rocznie - tyle może kosztować Europę przeciwdziałanie groźnym zmianom klimatycznym. Ale długofalowe zyski mogą być jeszcze większe
Konrad Niklewicz, prowadzący dyskusję: Czy rząd oszacował koszty, jakie poniesie polska gospodarka, by zrealizować zobowiązania wynikające z globalnej walki ze zmianami klimatycznymi? Ile kosztowała nas realizacja protokołu z Kioto? I ile będzie kosztować realizacja kolejnych zobowiązań?
Maciej Nowicki: Wdrożenie protokołu z Kioto przyniosło nam same korzyści, a nie koszty. Przyjmując protokół, Polska zobowiązała się, że najpóźniej do 2012 r. zredukuje emisję dwutlenku węgla o 6 proc. w stosunku do 1988 r. Wykonaliśmy to z nadwyżką. Zredukowaliśmy emisję aż o 30 proc. Teraz mamy ustabilizowaną emisję CO2, choć w tym roku możliwy jest minimalny, jednoprocentowy wzrost. Skąd taki sukces? Zmiana ustroju politycznego i gospodarczego po 1989 r. wyeliminowała najbardziej energochłonne gałęzie przemysłu. Zaś modernizacja przemysłu w kolejnych latach (1996-2006) zmniejszyła dodatkowo emisję CO2 o 7 proc. Polska podobnie jak cała UE zo- bowiązała się, że do 2020 r. emisja dwutlenku węgla zostanie obniżona o 20 proc. A jeśli inne kraje się przyłączą, to redukcja sięgnie 30 proc. Jak to osiągnąć? W rządowej strategii energetycznej kładziemy nacisk na poprawę efektywności energetycznej i rozwój odnawialnych źródeł energii.
Jednak dalsze redukcje mogą być trudniejsze. Rząd otwarcie ostrzega, że wdrożenie unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego - w wersji proponowanej przez Komisję Europejską - doprowadzi do radykalnych, nawet 90-procentowych podwyżek cen prądu.
Nowicki: W pakiecie składającym się z czterech dyrektyw jest tylko jeden sporny punkt: energetyka. Polska energetyka jest w fatalnym stanie. Wymaga inwestycji, bo do 2020 r. co najmniej połowa naszej mocy energetycznej powinna być zmodernizowana. To będzie dużo kosztować, niezależnie od tego, czy zbudujemy nowe, konwencjonalne elektrownie, elektrownie jądrowe, czy postawimy na odnawialne źródła energii.
Maciej Muskat: Pytając o koszty przeciwdziałania zmianom klimatycznym, powinniśmy zapytać o koszty braku reakcji. Jeśli już teraz zaczniemy działać, by powstrzymać zmiany klimatu, będzie to nas kosztowało ok. 1 proc. światowego PKB. Jeśli tego nie zrobimy, za skutki zmian klimatycznych zapłacimy od 5 do 20 proc. światowego PKB. Tak wynika z głośnego raportu lorda Nicolasa Sterna sporządzonego na zlecenie brytyjskiego rządu. Komisja Europejska wyceniła koszt wprowadzenia pakietu energetyczno-klimatycznego w Europie na 3 euro tygodniowo na głowę jednego mieszkańca Unii. Tyle kosztuje kawa w kawiarni, co pokazuje, że koszty przeciwdziałania zmianom klimatycznym nie są tak gigantyczne, jak się czasem przedstawia. Inwestycje w produkcję energii ze źródeł odnawialnych i w zwiększenie efektywności energetycznej mogą też pomóc Polsce wyjść z nadchodzącej recesji. Dlatego jestem rozczarowany tym, co rząd przedstawia jako założenia polityki energetycznej. Pomimo szumnych zapowiedzi o energii odnawialnej i efektywności w dokumencie napisane jest, że bezpieczeństwo Polski jest przede wszystkim uzależnione od węgla.
Andrzej Kassenberg: Choć Polska ograniczyła emisję CO2 (przede wszystkim w wyniku zmian ustrojowych), to nadal jest ona bardzo wysoka. Odpowiadamy za 2 proc. całej światowej emisji CO2 w latach 1900-2002. Dla porównania cała Afryka w tym samym okresie odpowiada za emisję 4 proc. Jeszcze dziś na głowę każdego Polaka przypada 10,5 tony gazów cieplarnianych. Musimy sobie zdawać z tego sprawę. To nasza odpowiedzialność.
Skąd pewność, że koszty redukcji emisji CO2 będą rzeczywiście tak niskie? Ciekawe, skąd wzięły się te 3 euro tygodniowo?
Jan Deja: Mam wątpliwości, czy to faktycznie będzie kosztowało tyle, co jedna kawa tygodniowo dla każdego mieszkańca. Słyszałem wiarygodne opinie, że całą UE wyniesie to 70 mld euro rocznie. To może być dla polskiego przemysłu bardzo ciężkie. Pokażę to na przykładzie mojej branży. Dziś Polska ma prawdopodobnie najnowocześniejszy przemysł cementowy w Europie. Ale modernizacja naszych cementowni dużo kosztowała: około 6 mld złotych! Teraz doszliśmy do technologicznej ściany. Dalej redukować emisji CO2 już po prostu nie jesteśmy w stanie. A zapotrzebowanie na cement w Polsce rośnie, konieczne są kolejne inwestycje. Jeżeli w życie wejdzie zaproponowana przez Komisję wersja pakietu energetyczno-klimatycznego, nasza branża wyniesie się z Europy. Już przy cenie 23 euro za uprawnienia do emisji 1 tony CO2 w Polsce produkcja klinkieru cementowego przestanie się opłacać. Taniej będzie klinkier importować z Ukrainy, Turcji, z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Przy cenie 35 euro produkcja cementu klinkierowego w Europie zostanie całkowicie zatrzymana. Tymczasem mówi się nam o 70 czy nawet 118 euro za tonę emisji CO2. A to oznacza jedno - gigantyczne zwolnienia i straty dla budżetu. My dziś rocznie odprowadzamy ok. 1,5 mld zł podatków. W Polsce w przemyśle cementowym, licząc firmy towarzyszące, pracuje 10 tysięcy ludzi. Czy rzeczywiście chcemy, żeby nowoczesne zakłady, które mamy przy naszych złożach surowców, wyrzucić z Polski? W podobnej sytuacji jest przemysł wapienniczy, hutnictwo, szkło i inne energochłonne branże. Unijny system handlu emisjami nakłada poważne ograniczenia dla całego biznesu w Europie.
Nowicki: Drugim sektorem, który może być bardzo poszkodowany, jeśli w życie wejdzie pakiet energetyczno-klimatyczny w wersji napisanej przez Brukselę, jest ciepłownictwo. Sytuacja Polski jest zupełnie inna niż w Europie Zachodniej. We Francji tylko 1 proc. gospodarstw jest podłączonych do sieci ciepłowniczych. A w polskich miastach - 69 proc. I jeśli po 2013 r. nagle znacząco podrożeje energia cieplna, ludzie odłączą się od sieci ciepłowniczych. Uruchomią stare kominki, będą śmieciami palić. Wróci smog. Emisja CO2 będzie jeszcze większa, na dodatek niekontrolowana.
Przerażająca wizja: wielotysięczne zwolnienia w przemyśle i gęsty smog nad miastami.
Kassenberg: Gdyby nasza efektywność energetyczna była na poziomie krajów Europy Zachodniej, emitowalibyśmy znacznie mniej CO2 przy tym samym dochodzie narodowym. W debacie o kosztach walki ze zmianami klimatycznymi nie możemy patrzeć wąsko, pytać, ile straci przemysł cementowy, a ile energetyka. Korzyści mogą pojawiać się gdzie indziej. Jeżeli Unia o 20 proc. zredukuje emisję dwutlenku węgla, to przy okazji nastąpi ograniczenie dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów, nie będziemy musieli wydać od 20 do 30 mld euro wydawanych na ochronę zdrowia i utratę dniówek pracy. Ale tego nikt głośno nie mówi. Nie mówi się też o transporcie. W Polsce pomiędzy 1990 a 2006 r. emisja CO2 z transportu wzrosła o 30 proc. Polska kolej straciła 63 proc. pasażerów, sprowadzamy sobie milion starych samochodów rocznie. Trzeba też np. policzyć, ile straci nasze rolnictwo, jeżeli nie podejmiemy działań, ile możemy stracić, jeżeli podniesie się o metr poziom Bałtyku. Potrzebny nam kompleksowy raport, który mówiłby o kosztach i o zyskach w perspektywie przynajmniej 30-40 lat.
Ale czy ten raport odpowie, jak sfinansować modernizację gospodarki? Wszyscy chcą budować farmy wiatrowe, tyle tylko że koszt budowy wiatraka o mocy zainstalowanej 1 MW to około 1 mln euro. Kto za to zapłaci?
Kassenberg: Budowę odnawialnych źródeł energii możemy finansować ze sprzedaży nadwyżki uprawnień do emisji CO2, jakie Polsce przysługują w ramach protokołu z Kioto. Pierwszy krok jest już zrobiony - podpisaliśmy wstępne memorandum z Japonią. To są sumy rzędu miliarda euro rocznie. A jeżeli zostanie wdrożony pakiet energetyczno-klimatyczny w takiej wersji, jaką planuje Komisja Europejska, polski rząd będzie otrzymywał dochody ze sprzedaży przedsiębiorstwom uprawnień do emisji CO2 na specjalnych aukcjach. To może być nawet 5-7 mld euro rocznie. Te pieniądze nie mogą pójść na budowę elektrowni. Nie pozwala na to unijne prawo pomocy publicznej. Ale już na wsparcie energetyki odnawialnej i wzrost efektywności energetycznej można część tych pieniędzy przeznaczyć. My mamy pomysł, żeby rząd kupił i rozdał 26 milionów żarówek energooszczędnych. Po dwie żarówki na każde gospodarstwo domowe. Wtedy nie będzie trzeba wybudować elektrowni o mocy 2000 MW. Taka operacja jest 20 razy tańsza niż elektrownia jądrowa. W tę stronę powinno iść nasze myślenie.
Muskat: Cena energii ze źródeł odnawialnych, z elektrowni wiatrowych, spadła o ponad 50 proc. podczas ostatnich 15 lat. W ciągu najbliższych 10-15 lat energia wiatrowa będzie konkurencyjna z energią pochodzącą z węgla, bez stosowania żadnych subsydiów.
Nowicki: Zmian nie da się wprowadzić bez zmiany mentalności na świecie, bez porzucenia konsumpcjonizmu w krajach bardzo bogatych i gospodarki rabunkowej w krajach biednych. Dziś w państwach OECD tylko 7 proc. wszystkich wydatków na badania naukowe idzie na badania w zakresie energii. Z czego 45 proc. - na badania energii jądrowej. A co to oznacza? Energia jądrowa w przyszłości będzie budowana tylko w krajach bogatych, bo krajów Trzeciego Świata nie będzie stać na energię jądrową, a już tym bardziej termojądrową. Tylko 0,7 proc. wszystkich wydatków idzie na badania nad rozwojem odnawialnych źródeł energii.
Ale jak spowodować te zmiany społecznych zachowań? Polacy masowo kupują samochody. Czy naprawdę ktoś wierzy, że jesteśmy w stanie Polaków namówić, żeby przesiedli się do autobusów?
Deja: Nie uwierzę w to, że ludzie przesiądą się na rowery, żeby nie emitować CO2. Ludzie chcą żyć dobrze, na poziomie. A musimy pamiętać, że dziś zużycie energii w Polsce jest o 50 proc. niższe niż średnia w krajach UE. Więc dużo jeszcze przed nami. Musimy poszukiwać wszelkich sposobów na poprawę efektywności energetycznej. W przemyśle cementowym już dziś 20 proc. zużywanego przez nas ciepła pochodzi ze spalania śmieci.
Muskat: Zmiany mentalności faktycznie są czasochłonne. A nauka ostrzega: mamy tylko 8-10 lat, żeby przestawić gospodarkę na nowe tory. Dlatego państwo musi użyć narzędzi, które wpłyną na zachowania ludzi. Można np. zmienić zasady opodatkowania, większym podatkiem obłożyć wykorzystanie zasobów naturalnych, a zmniejszyć opodatkowanie pracy. Wówczas szybko zwiększymy efektywność energetyczną, jednocześnie zwiększając zatrudnienie. Wystarczy tylko wola polityczna. Rząd może naprawdę dużo zrobić.
Deja: Ale biznes już teraz musi poznać te ewentualne projekty zmian! Biznesplany robi się na 10-15 lat. Nie można kogoś zaskakiwać w roku 2011, że od 2013 r. będzie miał inne klocki. Najpóźniej za pół roku my musimy wiedzieć, jakie zasady będą obowiązywać w przyszłości.