W najnowszym numerze tygodnika „Newsweek Polska” ukazał się wywiad z Profesor Krystyną Iglicką, demografem z Centrum Stosunków Międzynarodowych, zatytułowany „Imigrant pilnie potrzebny”. Rozmowa dotyczyła demograficznej sytuacji Polski oraz potencjalnych zagrożeń. Profesor Iglicka przedstawiła również pożądane działania polskiego rządu dotyczące odwrócenia negatywnego trendu demograficznego na tle działań rządów państw środkowoeuropejskich.
Zapraszamy Państwa do lektury:
Newsweek: W 2050 roku będzie nas 35 milionów...
Prof. Krystyna Iglicka: - A dziesięć lat później, jeśli tendencja się utrzyma, już tylko 31 milionów.
Co trzeba zrobić, żeby do tego nie dopuścić?
- To co od dawna robią kraje zamożniejsze od nas - prowadzić przemyślaną politykę prorodzinną, aktywizować zawodowo najmłodszych i najstarszych Polaków, aktywizować zawodowo kobiety oraz sprowadzać do Polski imigrantów. Każdy z tych trzech elementów polityki państwa jest tak samo ważny. Nie ma innej recepty.
Efekty polityki prorodzinnej czy aktywizacji zawodowej będą zauważalne dopiero po latach, a Polsce już dziś potrzebni są ludzie do pracy. Ekonomiści twierdzą, że powinniśmy przyjąć od dwóch do trzech milionów imigrantów. Tyle że oni nie chcą do nas przyjeżdżać.
- Nie jesteśmy szczęśliwą wyspą na mapie Europy. Nikt do nas nie przyjedzie tylko dlatego, że mamy dobre intencje. Prawda jest taka, że uczestniczymy w globalnej walce o pozyskanie siły roboczej. Na razie mamy za mało argumentów. Nie jesteśmy konkurencyjni nawet dla uboższych od nas społeczeństw jak białoruskie czy ukraińskie. Ukraińcy, Białorusini, którzy do nas tłumnie zjeżdżali w latach dziewięćdziesiątych, teraz przestali, bo nie mamy im do zaoferowania tego, co zachód Europy, którego polityka imigracyjna prowadzona jest od kilkudziesięciu lat. My, po dekadach komunizmu, obudziliśmy się w 1989 roku. A wtedy mieliśmy inne dylematy niż rozwiązywanie przyszłych problemów demograficznych - zmienialiśmy ustrój, gospodarkę, przygotowywaliśmy się do integracji z Unią Europejską. Efekt jest taki, że mamy tylko około 60 tysięcy imigrantów, którzy przebywają u nas dłużej niż rok i 200 tysięcy takich, co wpadają tylko na chwilę. Jeśli chodzi o politykę imigracyjną, to niestety ostatnie dwadzieścia lat przespaliśmy.
Budzimy się przygotowując nową ustawę repatriacyjną dla Polaków mieszkających w Kazachstanie. To dobry kierunek pozyskiwania siły roboczej?
- Nie my pierwsi o tym pomyśleliśmy. Niemcy zrobili to już dawno temu ściągając do siebie ludzi o etnicznie niemieckich korzeniach z Polski, Rosji, Kazachstanu. Wystarczało mieć jakieś stare dokumenty znalezione na strychu. Niemcy brali wszystkich i dziś dobrze na tym wychodzą. W Kazachstanie mieszka jeszcze około stu tysięcy osób, przyznających się do polskiej tożsamości narodowej. Nawet jeśli część z nich do nas przyjedzie, to jednak nasza sytuacja niewiele się poprawi. W dodatku Kazachstan też się zmienia. Prezydent Nazarbajew dba o to, żeby ludzie mieli pracę i dobre emerytury. Obawiam się, że do Polski będą chcieli przyjechać głównie starsi ludzie. Oczywiście z punktu widzenia zobowiązań państwa oni są niezwykle ważni ale z punktu widzenia demografii i rynku pracy potrzeba nam aktywnych zawodowo, młodych ludzi. Naszym naturalnym zapleczem siły roboczej jest Ukraina i Białoruś - ludzie najbliżsi nam kulturowo, tak jak my - Słowianie. Uczę wielu studentów z tych krajów, którzy deklarują, że chętnie by u nas zostali. Oczywiście pod warunkiem, że polityka imigracyjna będzie dla nich przychylniejsza.
Przychylniejsza, czyli jaka?
- W sytuacji cudzoziemców-absolwentów naszych uczelni ważne jest ułatwienie im przedłużania pobytu w Polsce. Gdy czasem zdarza mi się rozmawiać z polskimi politykami wyczuwam w ich postawie lęk przed obcymi, wynikający głównie z nieznajomości tematu oraz pewnych tzw. zaszłości historycznych. Wojny, zabory, utraty niepodległości spowodowały, że politycy nastawieni są przede wszystkim na ‘ochronę tożsamości etnicznej i kulturowej’. Jeżeli już imigranci to niech to więc będą etniczni Polacy. Politycy polscy nie wiedzą, bądź zapominają o tym, że systematyczny i długookresowy nabór imigranckiej siły roboczej pozwala, w długim właśnie okresie, niwelować problemy demograficzne i napięcia na rynku pracy. Tak robi bez mała cała Europa Zachodnia i wygrywa z naszym regionem (regionem Europy Środkowo-Wschodniej) zarówno w globalnej walce o silę roboczą jak i w wartościach współczynników demograficznych. Powinniśmy się też otworzyć na państwa azjatyckie jak Wietnam i Chiny. To są społeczeństwa dobrze pracujące, dobrze kształcące dzieci. Mają, nadal duży potencjał demograficzny i jak wskazują różnorakie dane statystyczne widzą w Polsce atrakcyjny rynek pracy. Nie powinniśmy się ich obawiać. Te narody mogą jedynie wzbogacić naszą kulturę.
Inne kraje dawnego bloku komunistycznego mają te same problemy co my?
- Podobne choć nie takie same. Mimo wszystko robią więcej niż my. Rumuni, Węgrzy i Bułgarzy wprowadzili niedawno ustawy o podwójnym obywatelstwie co potencjalnie oznacza pięć milionów nowych obywateli z terenów Ukrainy, Mołdowy, Turcji czy też Macedonii (etnicznych Węgrów, Rumunów i Bułgarów). Część z nich rozjedzie się do Starej Unii, część jednak osiedli się w swoich historycznych ojczyznach. Najlepszą politykę imigracyjną prowadzą jednak Czesi, ściągając do siebie tych, którzy są im potrzebni, przedstawicieli takich zawodów, których brakuje na czeskim rynku. Czesi, jak się okazuje, oprócz tego, że bardzo szybko odbudowują infrastrukturę kraju, to mają jeszcze wizję jak państwo ma wyglądać za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat.
My nie mamy żadnej wizji, żadnych planów?
- Niestety nie. Częściowe otwarcie rynków pracy czyli wprowadzenie możliwości pracy sezonowej przez pół roku w ciągu jednego roku dla naszych wschodnich sąsiadów to za mało. Polscy politycy w ogóle niewiele wiedzą na czym polega polityka imigracyjna. Niedawno słyszałam posła Ryszarda Kalisza, kiedyś ministra spraw wewnętrznych. Mówił, że przecież żyją u nas dwa miliony imigrantów - trzeba ich tylko zasymilować i wszystko będzie dobrze. Mylił się. Tylu imigrantów mieliśmy może piętnaście lat temu. Teraz znów musimy się o nich postarać.