W środowisku polityków Prawa i Sprawiedliwości trwa obecnie dyskusja, co jest ważniejsze - wzmacnianie partnerstwa z Litwą w obliczu wspólnego zagrożenia ze strony Rosji, czy uznanie, że istotniejsza jest kwestia polskiej mniejszości i z tego powodu nie należy dążyć do ocieplenia stosunków z Wilnem. Naszym krajom z pewnością nie są potrzebne żadne konflikty, ponieważ incydenty zostaną szybko naglośnione w mediach i wykorzystane na użytek polityczny. Polska i Litwa powinny rozwijać mądrą współpracę opartą na właściwych priorytetach - m.in. dotyczących sfery bezpieczeństwa, w tym energetycznego - stwierdził Eugeniusz Smolar, ekspert CSM, w rozmowie z litewskim portalem Delfi.lt.


Pełna wersja rozmowy:

Ostatnio brał pan udział w konferencji w Bukareszcie, poprzedzającej szczyt liderów państw wschodniej flanki NATO. W deklaracji końcowej przywódcy wyrazili obawy związane z agresywną polityką Rosji i opowiedzieli się za wzmocnieniem obecności Sojuszu w regionie. To oświadczenie będzie skutkowało jakimiś konkretnymi działaniami?

Niektóre państwa UE opowiadają się wprawdzie za wzmacnianiem wspólnego bezpieczeństwa, ale najchętniej robiłyby to w taki sposób, by nie drażnić Rosji. Przykładami takich krajów są m.in. Niemcy, Francja, Belgia. Natomiast my - państwa środkowej i wschodniej Europy oraz kraje bałtyckie, dobrze zdajemy sobie sprawę, że właściwie każdy nasz ruch wywoła rozdrażnienie na Kremlu. Wciąż trwają dyskusje, jak powinno wyglądać wzmacnianie bezpieczeństwa w ramach NATO. W Bukareszcie po raz kolejny podjęliśmy próbę, by przekonać niektórych partnerów z UE i Sojuszu do choćby częściowego zrozumienia naszego punktu widzenia związanego z agresywnymi działaniami Rosji.

Wasze argumenty okazały się przekonujące?

Na razie jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby przewidywać, co wydarzy się podczas szczytu NATO w Warszawie w 2016 r. Już teraz można jednak stwierdzić, że Francja i Niemcy nie są chętne do szczegółowego omawiania problemów Ukrainy. Z perspektywy Niemiec, Francji, Turcji, Włoch czy Grecji zdecydowanie istotniejszą kwestią jest dzisiaj kryzys migracyjny, natomiast dla nas - wydarzenia na wschodzie kontynentu, szczególnie na Ukrainie. Jest to obecnie bardzo zauważalne. Należy jednak stwierdzić, że ostatnie działania Rosji zostały odebrane na Zachodzie jako poważne wyzwanie dla bezpieczeństwa. Mowa przede wszystkim o kryzysie na Ukrainie, manewrach rosyjskiej armii w pobliżu granic państw Sojuszu oraz przelotach bombowców strategicznych zdolnych do przenoszenia broni jądrowej. Kierownictwo NATO przygotowuje obecnie adekwatną odpowiedź na działania Kremla. Szczegóły poznamy podczas szczytu w Warszawie, ale nie ma wątpliwości, że zostaną podjęte właściwe decyzje.

Chciałbym jednak podkreślić, że na naszym terytorium prawdopodobnie nie powstaną stałe bazy NATO. Powstaną raczej instalacje, w których będzie przechowywany ciężki sprzęt, a obecność sił zbrojnych m.in. z Francji i Niemiec będzie miała charakter rotacyjny. Takie kontyngenty są wysyłane już teraz, a zatem praktyka będzie kontynuowana.

Wielu ekspertów i analityków krytykuje NATO za niezdecydowanie i zbyt opieszałe działania.

Sojusz Północnoatlantycki to duża organizacja, która funkcjonuje na dwóch płaszczyznach - politycznej i wojskowej. Do tej pory NATO rzeczywiście działało zbyt wolno, lecz aneksja Krymu przez Rosję spowodowała w tej kwestii radykalną zmianę. Jeśli ktoś krytykuje NATO za niezdecydowanie i decyzyjną niemoc, to chyba zapomina o tym, że w skład Sojuszu wchodzi 28 państw, które muszą się porozumiewać w celu prowadzenia wspólnych działań.

W nie lepszej sytuacji znalazła się Unia Europejska, zmagająca się z kryzysem migracyjnym.

Unia Europejska zmaga się obecnie nawet z kilkoma kryzysami. Najpoważniejszymi wyzwaniami są zbyt wolny wzrost gospodarczy i wysoka stopa bezrobocia wśród młodych ludzi w Europie. Kolejnym poważnym kryzysem wymagającym uregulowania jest zagrożenie ze strony Wielkiej Brytanii, która może opuścić UE. Kryzys migracyjny, tak naprawdę, stanowi efekt konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce. Wpływa to niestety na wzrost popularności skrajnie prawicowych ugrupowań w państwach UE, co może z kolei stanowić zagrożenie dla stabilności wewnętrznej niektórych krajów. Poza tym Bruksela z trudem radzi sobie nie tylko z kryzysem migracyjnym, ale także ze skutkami konfliktu na Ukrainie.

Jaka przyszłość czeka Ukrainę?

Zależy to od dalszych działań Kremla. Unia Europejska dobrze wie, że w Rosji nikt nie zamierza okupować Ukrainy, ponieważ w XXI wieku byłoby to bardzo kosztowne i po prostu niepotrzebne. Moskwa raczej stara się powstrzymać ambicje Kijowa związane z prozachodnim kursem w polityce zagranicznej. "Zamrożenie" konfliktu w Donbasie tylko w niewielkim stopniu pozwala Rosji realizować te zadania, a poza tym kosztuje Kreml wiele pieniędzy.

UE i NATO starają się pomagać Ukrainie, jak tylko jest to możliwe, ale najwięcej zależy tutaj od samych Ukraińców. Jeśli oni nie pomogą sobie sami, to nasza pomoc również nie okaże się efektywna. Nas i naszych partnerów bardzo niepokoi np. wszystko to, co dzieje się w kwestii reformowania ukraińskiej gospodarki i jej demonopolizacji. Sfera gospodarcza w tym kraju nadal jest kontrolowana przez władze w Kijowie i administracje poszczególnych regionów. Wciąż bardzo duże wpływy mają oligarchowie, poważnym problemem jest również korupcja. Wszystkie te czynniki wpływają na poziom wzrostu gospodarczego, a niski wzrost oznacza, że władze będą miały mniej środków finansowych do wykorzystania m.in. na cele socjalne i związane z obronnością. Jeśli Ukraina liczy wyłącznie na pomoc zewnętrzną, w tym pochodzącą m.in. z Polski i Litwy, to ja nie widzę w takim postępowaniu szczególnych perspektyw.

Co jest, pana zdaniem, największą słabością władz w Kijowie?

Jednym z najważniejszych filarów bezpieczeństwa państwa, nie tylko na Ukrainie, ale też w UE, jest poparcie dla władz ze strony społeczeństwa. W przypadku Ukrainy widzimy wyraźnie, że zarówno prezydent Petro Poroszenko, jak też rząd Arsenija Jaceniuka stopniowo tracą to poparcie. Demokracja, zaufanie społeczne wobec władz, dobre relacje z mniejszościami etnicznymi - wszystkie te czynniki wpływają na zdolność państwa do skutecznego działania. Kraje takie jak np. Rumunia, Węgry czy Bułgaria, zmagajace się z wysokim poziomem korupcji, są w efekcie słabe i podatne na oddziaływanie aktorów zewnętrznych.
 
Jak pan ocenia charakter relacji Warszawy z Wilnem?

Te relacje są złe. W Polsce jest jednak wiele osób (w tym m.in. ja), które potrafią przyznać, że z naszej strony miało miejsce kilka niepotrzebnych i niezręcznych posunięć. Mam tutaj, przede wszystkim, na myśli wypowiedzi Radosława Sikorskiego, pełniącego do niedawna funkcję ministra spraw zagranicznych Polski. Muszę jednak zaznaczyć, że te wypowiedzi były odpowiedzią na rozczarowanie Warszawy działaniami Wilna. Polska dąży tylko do tego, by Litwa zaczęła wypełniać swoje zobowiązania dotyczące praw mniejszości narodowych, na które strona litewska zgodziła się w dwustronnej umowie z Polską i w wyniku wstąpienia do UE.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zapomnieli i nie zapomną wydarzeń związanych z wizytą na Litwie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął później w katastrofie lotniczej w Rosji. Przypomnę, że Kaczyński przybył do Wilna na kilka tygodni przed katastrofą, ponieważ litewskie władze wspomniały o możliwości wniesienia poprawek do regulacji dotyczących mniejszości narodowych. Chodziło głównie o pisownię imion i nazwisk Polaków zamieszkałych na Litwie. Co otrzymaliśmy? Litewski Sejm odrzucił projekt w dniu wizyty prezydenta Kaczyńskiego, co spotkało się w Polsce z dużym rozczarowaniem. Dlatego nie należy oczekiwać, że Jarosław Kaczyński, który czci pamięć brata, zapomniał o tym wydarzeniu sprzed kilku lat.

Polska zajmie zatem jeszcze bardziej zdecydowaną pozycję w relacjach z Litwą?

Najprawdopodobniej tak. W środowisku polityków Prawa i Sprawiedliwości trwa obecnie dyskusja, co jest ważniejsze - wzmacnianie partnerstwa z Litwą w obliczu wspólnego zagrożenia ze strony Rosji, czy uznanie, że istotniejsza jest kwestia polskiej mniejszości i z tego powodu nie należy dążyć do ocieplenia stosunków z Wilnem. W przypadku wyboru tej drugiej opcji, warunkiem poprawy relacji byłby jakikolwiek kompromis ze strony Litwy w sprawie polskiej diaspory. Poza tym chciałbym podkreślić, że kontakty z mniejszościami narodowymi mają szczególne znaczenie dla bezpieczeństwa każdego państwa.

Polska pragnie pomagać swojej mniejszości na Litwie, lecz Warszawę niepokoi fakt, że polska partia reprezentująca tę mniejszość zawiązała ostatnio sojusz z przedstawicielami diaspory rosyjskiej, prawdopodobnie otrzymującymi wsparcie z Kremla. Takie są właśnie skutki krótkowzrocznej polityki kolejnych litewskich rządów dotyczącej mniejszości narodowych.

Władze Litwy lubią często poruszać temat "wojny hybrydowej".

Jeśli Litwa chciałaby, żeby widmo "wojny hybrydowej" przestało być tak niepokojące, powinna sprawić, by polska mniejszość w tym kraju czuła się dobrze i była w pełni lojalna wobec Wilna. To samo dotyczy relacji Rygi i Tallina z mniejszością rosyjskojęzyczną na Łotwie i w Estonii. Trudno mi sobie wyobrazić, by mniejszości reagowały pozytywnie np. w sytuacji, w której Litwa odmawia rozwiązania zadawnionych problemów. W opinii wielu polskich polityków, konieczność ich rozwiązania wynika po prostu z międzynarodowych zobowiązań przyjętych przez rząd w Wilnie.

A gdyby tego kompromisu, o którym pan mówi, nie udało się osiągnąć? Co się wówczas stanie w relacjach Polski z Litwą?

Politycy Prawa i Sprawiedliwości cechują się przywiązaniem do prawicowych wartości, dlatego będą starali się działać tak, by nie rozczarować swoich wyborców. Z punktu widzenia członków tej partii, szczególne znaczenie mają wartości związane m.in. z patriotyzmem, historią, kulturą i życiem rodzinnym. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeśli na Litwie dojdzie do jakichkolwiek incydentów, polskie media z pewnością to zauważą i będą na ten temat pisać. Nieważne, czy przyczyną tych incydentów będą polityczne ambicje Waldemara Tomaszewskiego, lidera polskiej mniejszości, czy też może dojdzie np. do spraw sądowych przeciwko osobom zawieszającym polsko-litewskie tabliczki z nazwami ulic. Dodam, że takie postępowanie ze strony Litwy byłoby po prostu głupotą, a głupota jest w polityce gorsza od błędów. Politycy w Polsce to zauważą, ponieważ będą zobowiązani spełniać oczekiwania swoich zwolenników.

Na zakończenie chciałbym jednak powtórzyć jeszcze raz - to wszystko jest nam niepotrzebne. Rozumiem, że wprowadzanie zmian wymaga czasu, lecz dotychczas mieliśmy go wystarczająco i tego nie wykorzystaliśmy. Polska i Litwa potrzebują mądrej współpracy opartej na właściwych priorytetach - m.in. dotyczących działań w sferze bezpieczeństwa, w tym także energetycznego.


Przeczytaj cały artykuł na portalu Delfi.lt (w jęz. rosyjskim) >>